środa, 27 września 2017

środa, 13 września 2017

13.09.17

Moje lato wygląda tak, że w większości weekendów spędzam w domu, rodzinnym w sensie. Krakowskie mieszkanko domem nie nazywam. W ostatni weekend jednak zrobiłam wyjątek, i nie wróciłam do rodzinki. I skoro już tak zostałam, zrobiłam wreszcie coś, co może powinnam była zrobić dawno temu. A mianowicie odwiedziłam Krakowskie Muzeum Narodowe, gdzie teraz znajduje się Dama z Gronostajem. W końcu jak można lecieć do Paryża i obowiązkowo robić selfie z Mona Lisą, i jednocześnie nie zobaczyć piękniejszej moim zdaniem Damy? Tak więc byłam. Polska rzeczywistość, nawet studencka, wygląda tak, że musiałam zapłacić kilka złotych za jej ujrzenie, natomiast zdjęcie zrobić ewentualnie z jej większą repliką (mimo tego zdjęć nie mam, karta pamięci uszkodzona, co okazało się dopiero po powrocie). Piękna Dama wisi sobie w ciemni, odwiedzana przez garstkę ludzi, w przeciwieństwie do Mony, przed którą codziennie przewijają się tłumy, których sobie nie wyobrażacie. Nie wiem, dlaczego Mona Lisa jest tak sławna. Jak przeczytałam, Dama z Gronostajem również posiada tajemniczy uśmiech. Ma nawet coś więcej - do tej pory nieodkryte tło, które kryje się za czarnym malunkiem i niezidentyfikowane zwierzątko futerkowe, które w rzeczywistości gronostajem nie jest. Więc o co chodzi?

Mając czas, staram się też czytać. Chociaż niektóre książki jakoś szybko mi się nudzą. Pewnie dlatego, że czytam znane mi już historie. Czas przeczytać coś całkiem nowego, to może będę czytać z zapartym tchem, jak dawno temu, będąc jeszcze w podstawówce czy gimnazjum. Po zwiedzaniu Muzeum, mając po drodze park i dobrą pogodę, wyciągnęłam książkę, którą też już kiedyś czytałam i raczej każdy czytał i przeczytać powinien. Mały Książę! - trafił do mojej małej kolekcji. 

Natomiast w ten weekend już na pewno, znowu, wybieram się do domu :)


środa, 6 września 2017

06.09.17


Wakacje lecą przeraźliwie szybko. Bardzo spodobało mi się chodzenie do pracy i wcale nie chce mi się wracać w październiku na studia. Ale przynajmniej wiem, że Architektem chcę być! :) Cieszę się, że dwa lata temu podjęłam właściwą decyzję. Wiem, kolejny raz o tym wspominam. Wiem, że ciągle o tym myślę. Już zauważyłam, że lubię wracać do przeszłości, w te złe i te dobre momenty. Warto być wdzięcznym, ale też trzeba żyć teraźniejszością. Muszę nad tym popracować. Wiem. Znowu filozofuję.

Rysunek - kolejny szkic zrobiony w podróży. Lubię ostatnio taki styl - luźne szkicowanie. Jest prostsze i szybsze, i urocze, choć tu nie każdy musi się ze mną zgadzać. Od zawsze lubiłam rysować kobiecą twarz i sylwetkę, wyidealizowaną, jak z modowych ilustracji. Dawniej bardziej się przykładałam. Poświęcałam kilka godzin na jeden portret. Już od jakiegoś czasu stałam się leniuchem. Na co dzień architektury też nie rysuję. Dlatego na razie nie wyobrażam sobie powrotu na studia na rysunek odręczny. Może nie jest tak, że nie mam czasu. Chciałabym robić mnóstwo innych rzeczy, przez co rysuję praktycznie w ogóle.

wtorek, 29 sierpnia 2017

Majówka 2017 #2

Historię majówkowej podróży zakończyłam na przekroczeniu granicy ukraińsko-rumuńskiej. Piechotą przekroczyliśmy teren ziemi niczyjej zdążając do Syhotu Marmaroskiego.


Pierwszym punktem do zwiedzenia było Miejsce Pamięci Ofiar Komunizmu i Ruchu Oporu Sighet, mieszczące się w dawnym więzieniu Sighet. Nie jestem fanką historii, jednak kto się interesuje takimi tematami z pewnością będzie zachwycony. Znalazł się tam nawet akcent polski, w końcu komunizm dotknął i naszą historię.

To co szczególnie chcieliśmy zobaczyć to Wesoły Cmentarz w miejscowości Sapanta. Dla większości zwiedzanie cmentarza w podróży wydaje się dziwne, ale czytelniku, jak zobaczysz zdjęcia, zrozumiesz o co chodzi. Wesoły Cmentarz to wyjątkowe miejsce. Znajdują się tam drewniane, kolorowe nagrobki, z namalowaną sceną z życia zmarłego - niekoniecznie wesołą. Całość robi niesamowite wrażenie, dlatego przyciąga wielu turystów. Stąd wstęp na Cmentarz jest płatny.


 

Wróciliśmy do Suhotu i dalej zamierzaliśmy dostać się do najdalszego celu, tj. Baia Mare. I tu zaczęły się problemy z transportem. Nie dostaliśmy się do ostatniego jadącego busa. Oznaczało to, że jedynym sposobem, by dostać się do Baia Mare było łapanie stopa. Musieliśmy złapać za karton i stać z nadzieją, że ktoś się zatrzyma i przygarnie naszą czwórkę. Nie chcieliśmy się rozdzielać, i mimo naszej niesprzyjającej liczby, dość szybko znaleźliśmy chętnych, miłych chłopaków. Pierwszy raz jechałam stopem, dlatego też zaliczam to do przygody. Ważne, że wszystko skończyło się dobrze. Dojechaliśmy w dobrym towarzystwie, prawie na czas, do Baia Mare – miasta z pięknymi widokami.

Oprócz zwiedzania samego miasta, poszliśmy do Muzeum Etnografii i Sztuki Ludowej. Miejsce to jest dość ogromne. Ponieważ znajduje się na wzniesieniu, mogliśmy też zobaczyć widok na centrum miasta. Nie omieszkaliśmy do tego odpocząć dłuższą chwilę, gdzieś tam w zakątku - w końcu lekkie zmęczenie dawało się we znaki.




Byliśmy również na wieży Stefana. Szczęście, że byliśmy w odpowiednim miejscu i o odpowiedniej godzinie, by móc na nią wejść i móc podziwiać miasto z wysoka.

Będąc w Baia Mare mogliśmy "bardziej" odpocząć chodząc bez bagażu i bez pośpiechu. Bardzo miły był ostatni, ciepły wieczór na rynku Baia Mare. Następnego dnia odbył się wielki powrót do Polski - dosłownie cały dzień w podróży.

Rumunia zrobiła na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Całkiem inaczej sobie ją wyobrażałam, tymczasem okazała się ładnym, dobrze rozwiniętym i przyjaznym krajem, mimo, że spędziłam tam 2 dni.




Moje wrażenia po podróży? Zdecydowanie zostanie mi w pamięci. Był to wyjątkowy czas dla mnie. Trip, przynajmniej dla mnie, wyczynowy. W większości chodziliśmy ze swoim bagażem, stale przenosiliśmy się z miejsca na miejsce. Spotkaliśmy ciekawych ludzi. Podróżowanie sprawia, że nabiera się większej odwagi i zaufania.  Spróbowałam tradycyjnego jedzenia (a dla mnie to ważna część każdej podróży, cóż, lubię jeść ;)) Odwieczną prawdą jest, że podróże kształcą J Niesamowity jest dla mnie też moment powrotu, przekraczania granicy, ponowne postawienie stopy w swoim kraju. To co jest fajne w podróżowaniu, to właśnie to, że wracając, można zdać sobie sprawę, że Polska też jest piękna. To jest kraj, do którego zawsze chcę wracać J Co więcej, byłam z siebie dumna, za ukończenie tego tripa.

Było niesamowicie. Także dziękuję moim znajomym za zorganizowanie świetnej podróży!


fot. M. Stobierska

sobota, 5 sierpnia 2017

05.08.17


Robię kawę i siadam to odsysania myśli. Pisanie farmazonów nie raz jest dobre, żeby odpocząć. Możecie nie rozumieć, nie wiedzieć co mam na myśli. Dla fanów Harry’ego Pottera – pisanie tych bzdet to moja myślodsiewnia.

Spędzam czas w domu rodzinnym, i nie robię nic konkretnego. Cisza i spokój. Wakacje. Już nie przejmuję się tak jak kiedyś, czy tracę czas czy nie. Pozwalam sobie odpoczywać nic nie robieniem, gdyż na co dzień pracuję – 8 godzin przed komputerem.

Dokładniej o pracy. Ponad miesiąc temu udało mi się znaleźć pracę w biurze projektów. Miałam pierwszą poważną rozmowę o pracę. Wreszcie robię coś co przybliża mnie do zawodu. Mogę zobaczyć jak wygląda praca architekta ‘od środka’. Wiele rzeczy jeszcze nie wiem. Dużo się dopiero uczę. W końcu praktyka to najlepszy sposób nauki.

Dla mnie praca to niesamowity komfort psychiczny. W końcu kiedyś trzeba dorosnąć. Jestem z siebie dumna, że sama znalazłam pracę, czego kiedyś nie mogłam sobie wyobrazić. I najlepsze jest to, że póki co, podoba mi się to co robię. Cieszę się, że tak się potoczyło, jak się potoczyło. Nie chciałabym codziennie rano wstawać i narzekać, że muszę chodzić do pracy. Teraz tak nie jest i mam nadzieję, że nie będzie. Jest DOBRZE i niech będzie jeszcze lepiej jak może! Z pewnością każdy już zna te krążące wszędzie zdanie:


„Wybierz pracę, którą kochasz, i nie przepracujesz ani jednego dnia więcej w Twoim życiu”

I prawda jest taka, że większość marzeń spełnia się samemu. Większość. Bo nie wszystkie. Szczęście też się przydaje. Szczęście, przypadek, przeznaczenie ... Można wierzyć lub nie.

/Rys.: Maj. W drodze do Warszawy. Wykorzystałam czas w podróży pociągiem. Wyciągnęłam kartkę i ołówek. Szkicowałam/

czwartek, 27 lipca 2017

Plener malarski

W ramach studiów, zaraz po skończonej sesji, zaczęłam obowiązkowe praktyki malarskie. Malowaliśmy akrylami, w różnych punktach Krakowa. Poniżej moje "wytwory".

#1 Dzielnica Kazimierz


#2 Kładka Ojca Bernatka



#3 Cricoteka - Muzeum Tadeusza Kantora



#4 Muzeum Inżynierii Miejskiej



#5 Park Jordana



Osobiście, chyba dalej preferuję ołówek :)

niedziela, 16 lipca 2017

Rysunek odręczny - 2. semestr

Nadszedł czas podsumowania Rysunku Odręcznego z 2. semestru. Także przedstawiam, co rysowałam w ramach tego przedmiotu.

1. Przystanek - narysowany na podstawie dokumentacji.



2. Wieża kościoła św. Anny - rysowany podobnie jak rysunek wyżej, jednakże było to zadanie bardziej  skomplikowane, ze względu na większą ilość detali.



3. Szkice postaci


4. Wnętrze AGH - standardowo, co roku, studenci PK rysują wnętrze głównego holu Akademii Górniczo-Hutniczej. 


5. Klauzura - znak plastyczny w przestrzeni. Rysowany z wyobraźni, składający się z min. 3 różnych prostych brył.



Oprócz rysunków ołówkiem, które umieściłam, zaczęliśmy malować akrylami. Uczyłam się mieszania barw, by później wykorzystać tę umiejętność podczas malowania wnętrza Klasztoru Dominikanów, czy Placu św. Marii Magdaleny.

Sama teraz mogę zauważyć, że rysunki w tym semestrze były już bardziej zaawansowane niż te w poprzednim, a zarazem przyjemniejsze. Robi się coraz ciekawiej :)

wtorek, 11 lipca 2017

Majówka 2017 #1

Kolejny semestr zakończony już oficjalnie. Przyszedł ten czas, którego oczekiwałam z niecierpliwością. Teraz została już tylko realizacja jakiś tam planów, które wyznaczyłam sobie na te wakacje. Skromne, ale jednak. Żeby tylko nie leżeć wieczorami na niewdzięcznej kanapie.

Pora trochę cofnąć się w czasie. I opowiedzieć o tegorocznych podróżach. To może po kolei. Na pierwszy strzał majówka, czyli podróż na Ukrainę i Rumunię na kilka dni. Wybrałam się tam z przyjaciółmi. Dotąd nie podróżowałam za wiele, jednakże i tak mogę powiedzieć, że była to moja pierwsza tego typu podróż – z dużym plecakiem trekingowym, z ciągłym przemieszczaniem się z miejsca na miejsce, z noclegiem co noc w innym miejscu (no prawie).

Lwów
Nasz pierwszy przystanek. Przejazd pociągiem z Przemyśla prosto do Lwowa. Tam zakwaterowanie i ruch w miasto. Nie mieliśmy wiele czasu, więc nie miałam okazji zobaczyć go w pełnej klasie. Podobno Lwów jest bardzo piękny, tymczasem udało mi się zobaczyć tylko lub aż piękny rynek. Reszta nie była tak zachwycająca. Ukazały mi się zaniedbane budynki i wielka ilość śmieci. Ale nie chcę urągać temu miastu. Po prostu nie było wystarczająco czasu. Jednak udało się nam zjeść dobry obiad, napić się piwa, posłuchać dobrej muzyki w klimatycznej knajpie Pravda z piwem, a potem długo spacerować po Lwowie (trochę błądziliśmy), by w końcu dotrzeć na mieszkanie.


Pylypec
Następnego dnia wybraliśmy się do Pylypca, małego turystycznego miasteczka na Zakarpaciu. Sama podróż pociągiem była ciekawym przeżyciem. Na miejscu nie obyło się bez małych problemów z zakwaterowaniem. Na szczęście wciąż mieliśmy gdzie spać, w dobrej cenie, z kolacją i śniadaniem. Co do jedzenia, było to całkiem co innego niż jem normalnie. Na co dzień staram się jeść zdrowo, dużo warzyw, owoców, chudego mięsa etc. Natomiast ukraińskie jedzenie jest bardzo ciężkie i tłuste, co od razu pokazało się na mojej cerze. Zostaliśmy ugoszczeni m.in. zupą serową i kaszą gryczaną z masłem, czego nigdy w życiu nie jadłam. Prawdą jest, że podróże kształcą. Warto jest zobaczyć inną kulturę, inną mentalność, inne jedzenie. Tam na Zakarpaciu, można by powiedzieć, że ludzie żyją beztrosko, z dala od facebooka, instagrama, z dala od głupich, wymyślnych, trywialnych problemów. Żyje się inaczej. Przynajmniej takie miałam wrażenie. Wracając do tematu, głównym obiektem do zobaczenia w Pylypcu był wodospad Szept. Miejsce piękne. Z resztą jak każde łono natury.




Mukaczewo
Dalej z samego rana pojechaliśmy słynną marszrutką do Mukaczewa, gdzie celem do zobaczenia był Zamek Palanka. Według mnie jest to miejsce ładniejsze niż Wawel. Ale może dlatego, że krakowski zamek widziałam już z milion razy. Ten mukaczewski znajduje się na wzgórzu, więc mogliśmy zobaczyć piękne widoki wokół, razem z rumuńskimi Górami Marmaroskimi.
Jak zwykle na Ukrainie mogliśmy znaleźć tanią restaurację. I za niecałe 13 zł mogłam uraczyć się kawą, barszczem ukraińskim i dużą porcją tradycyjnych pielmieni.



Dalsza podróż to już przejazd autobusem z Mukaczewa do miejscowości Sołotwyno. Zrobiliśmy przerwę na obiad w ślicznej restauracji jeszcze na ukraińskiej stronie, gdzie zauroczyłam się rumuńskim kukurydzianym chlebem. Dalej ruszyliśmy już piechotą na przejście graniczne. I tak przeszliśmy mostem nad Cisą, ziemią niczyją, na Rumunię, do Syhotu Marmaroskiego.

Dalsza historia następnym razem.

fot. M. Stobierska

piątek, 23 czerwca 2017

23.06.17


Dawno mnie tu nie było. A to pewnie za sprawą uczelni. Chociaż jeśli się chce, to czas zawsze się znajdzie. W każdym razie od czasu ostatniego posta wiele się wydarzyło. Były podróże tu i tam. Kiedyś je opiszę.

A dziś wpis bardziej dziennikowy. Kolejny semestr się kończy. Zaczyna się sesja, egzaminy. Właśnie jestem w trakcie nauki i robię wszystko, byle tej nauki uniknąć. Piję kolejną kawę, która raczej nie pomaga. O tyle dobrze, że egzamin nie wydaje się być trudny. Ogólnie Architektura nie jest zbyt stresująca, w porównaniu z Budownictwem, o czym już kiedyś wspominałam. Ale to teraz, a może być różnie, więc lepiej nie zapeszać. Generalnie jest dobrze. Jak na razie wszystko wydaje się układać. Nawet życie zawodowe, które zaczynam, czy takie sprawy jak miejsce zamieszkania i przyjaciele. Mam nadzieję, że będzie tak dalej. 

W tym roku, moje pierwsze wakacje spędzę całkowicie poza domem. Zostaję w Krakowie, zobaczę jak wygląda to miasto bez ogromnej rzeszy studentów. Może uda mi się zwiedzić go bardziej, mając wolne od uczelni?

Powyższe rysunki już trochę dawne. Czas tak szybko leci, a wydaje się, że dopiero je zrobiłam. Są to moje pierwsze szkice tuszem. Dzięki studiom miałam okazję go poznać. Także wklejam takie moje wypociny.

niedziela, 23 kwietnia 2017

Tańczący Dom - Praga

Postanowiłam pokazać kolejny obiekt, o który walczyłam, żeby zobaczyć, będąc z przyjaciółmi
w Pradze. Podróż ta była już dawno, jednak warto powiedzieć na ten temat parę słów. A mowa
o jednym z najbardziej rozpoznawalnych budynków w Pradze, tj. o Tańczącym Domie :)


Tańczący Dom - budynek biurowy w centrum Pragi w Republice Czeskiej. Zaprojektowany przez architektów Vlado Milunica i Franka Gehry'ego. Budowa tego obiektu zakończyła się w 1996 r. Swoją nazwę posiada z prostej przyczyny, a mianowicie ma przypominać parę tancerzy. Dlatego też inna jego nazwa, choć rzadziej stosowana, to Fred i Ginger, po słynnych tancerzach, Fredzie Astaire i Ginger Rogers.

Jest to przykład dekonstruktywizmu, narodzonego pod koniec lat 80-tych XX. wieku. Dekonstruktywizm to styl w architekturze, którego charakterystyczną cechą jest idea fragmentacji. Manipuluje powierzchnią i pokryciem konstrukcji. Dominują w nim krzywoliniowe kształty, służące zaburzeniu oraz przemieszczeniu szkieletu obiektu. Struktura budowli stanowi wrażenie kontrolowanego chaosu i stymulującej nieprzewidywalności (european.pl/style-w-architekturze).

Budynek składa się z dwóch części - statycznej i dynamicznej - co ma symbolizować przejście Czechosłowacji od reżimu komunistycznego do demokracji parlamentarnej. Kiedyś budził duże kontrowersje, gdyż "wpisany jest" w zabudowę kamienic z początku XX w. Jednak teraz uchodzi jako ikona nowej Pragi.

Praga 2015

Tańczący Dom znajduje się blisko starej części miasta, niedaleko Mostu Karola i Zamku Praskiego, wystarczy iść wzdłuż Wełtawy. Jeśli kiedyś będziecie w Pradze, koniecznie podejdźcie. Robi niesamowite wrażenie. Mimo, że nie jestem wielką fanką tego stylu, muszę przyznać, że wplata on trochę "życia" i "inności" w architekturze, przez co świat staje się ciekawszy :)

Bibliografia:
cudaarchitektury.pl
złotapraga.pl
european.pl/style-w-architekturze

poniedziałek, 27 marca 2017

Rysunek odręczny - 1. semestr

Oczywiste jest, że na Architekturze dużo się rysuje. Rysunek odręczny to podstawowy przedmiot tych studiów, choć nie najważniejszy. Już w trakcie studiów rysuje się inaczej niż na kursie. Próbujemy innych materiałów i technik. W końcu mamy się uczyć designu. Poniżej przedstawiam prace, które robiłam w ramach zajęć.

1. Szkic kotłowni (budynku PK) - rzuty, perspektywa, detal


2. Kotłownia PK - widok z pewnego zadanego punktu na podstawie rysunku 1.


3. Studium liścia - rysunek liścia, mój ulubiony jego fragment oraz przekształcenie go w inną, prostszą, geometryczną formę, która jest formą designu.


4. Martwa natura - ołówek


5. Martwa natura - farba czarna i biała


6. Rysunek linearny - malowanie tuszem z użyciem trzech narzędzi, pędzla, patyka i piórka.


7. Rysunek linearny - motyw identyczny do poprzedniego, używając jednego wybranego narzędzia.


8. Klauzura - kolokwium z rysunku martwej natury.



piątek, 17 marca 2017

Wnętrze Światło Cień 2017

"Wnętrze Światło Cień" to ogólnopolski studencki konkurs, którego tematem jest kształtowanie przestrzeni wnętrza. Jest realizowany co roku przez Katedrę Kształtowania Środowiska Mieszkaniowego pod patronatem Protektora ds. Studenckich Politechniki Krakowskiej i Dziekana Wydziału Architektury Politechniki Krakowskiej oraz honorowym patronatem SARP Oddział Kraków.

W ramach projektu z przedmiotu Wprowadzenie do Projektowania Architektoniczno-Urbanistycznego miałam za zadanie wykonać projekt, który jednocześnie brał udział w niniejszym konkursie. Zadaniem była aranżacja wnętrza mieszkalnego lub biurowego, wykorzystując przy tym oświetlenie dzienne oraz mebli firmy Vitra, a także szkła architektonicznego firmy AGC. Całość miała wpisywać się w temat "Światło dzienne w przestrzeni wnętrza. Ulotność barwy..." Celem projektu było nadanie przestrzeni wnętrza unikalnego wyrazu, zachowując wysokiej jakości walory użytkowe.


Projekt, który wykonałam to aranżacja wnętrza redakcji portalu internetowego. Rozplanowałam wnętrze tak, aby przestrzeń była sprzyjająca efektownej pracy, lecz także dawała miejsce na chwilowy odpoczynek. Chciałam jak najlepiej połączyć funkcję z estetyką. W skrócie, mieszkanie podzieliłam na główną część pracowniczą ze stanowiskami komputerowymi i miejscem do odpoczynku oraz na dwa mniejsze pomieszczenia oddzielone od reszty szkłem, tj. gabinet i salę konferencyjną. Całość wykończona jest drewnem i betonem. Charakterystycznym motywem było użycie drewnianych żaluzji,  wpuszczających efektownie promienie światła do wnętrza. Użyłam również sztucznego oświetlenia ściennego oraz sufitowego, w postaci lamp wiszących na długich , swobodnych kablach. We wnętrzu wykorzystałam szkło, które chroni przed hałasem oraz przed ucieczką ciepła na zewnątrz. Spośród wielu mebli firmy Vitra wybrałam te, które najlepiej wpasują się w mój projekt.


 

Z wielką przyjemnością mogę ogłosić, że dzięki temu projektowi, udało mi się uzyskać nagrodę za najlepszą aranżację wnętrza, przyznawaną za najlepsze wykorzystanie elementów wyposażenia wnętrz firmy Vitra w projekcie :) Moją pracę oraz prace innych nagrodzonych, będzie można zobaczyć na wystawie w budynku oddziału SARP w Krakowie przy Placu Szczepańskim 6 we wtorek (21.03.2017 r.) o 18:00. Serdecznie zapraszam ;)


niedziela, 19 lutego 2017

Wieża Eiffla


W 2015 roku udało mi się wybrać w dotychczas najmilsze wakacje w moim życiu, a mianowicie do Paryża. Byłam tam cały tydzień i zobaczyłam wiele atrakcji tego miasta. Tą najsłynniejszą jest oczywiście Wieża Eiffla, dziś symbol Paryża, a nawet Francji. Ale jaka jest jej historia?


Co najważniejsze, wieża Eiffla nie miała stać w Paryżu do dzisiejszych czasów. Miała to być tylko tymczasowa konstrukcja. Została zbudowana na Wystawę Światową w 1889 roku. Była bramą na tereny tejże wystawy na Polach Marsowych. Jej pomysłodawcami byli dwaj architekci, Maurice Koechlin i Emile Nouguier, pracujący w biurze Gustave'a Eiffela, który później odkupił od nich prawa autorskie do projektu. Wieża miała być rozebrana po 20 latach. Co więcej, miała upamiętniać rewolucję francuską rozpoczętą w 1779 roku oraz przedstawiać najnowsze możliwości techniczne, tzn. zastosowanie stalowych dźwigarów kratowych. Aby uchronić ją przed rozebraniem, Gustave Eiffel udostępnił wieżę dla potrzeb laboratorium meteorologicznego i  aerodynamicznego. Szczególnie z pomocą przyszedł mu telegraf, gdyż wieża była idealnym miejscem na umieszczenie na jej szczycie anteny nadawczo-odbiorczej. Dlatego też wieża znalazła swoje praktyczne zastosowanie. Dzięki temu stoi do dziś, a przez 41 lat była najwyższą budowlą świata do czasu wzniesienia Chrysler Building w Nowym Jorku.


Wieża Eiffla budziła wiele fal krytyki. Nie podobała się Paryżanom. Jeszcze przed jej wybudowaniem, dziennik Le Temps opublikował "Protest artystów", gdzie oceniono ją jako okropną, paskudną i podłą konstrukcję. Podpisało się pod nim wiele znanych, francuskich artystów. Jednak rząd był nieugięty. Wieża została zbudowana i stała się przebojem Wystawy. Przyciągnęła mnóstwo widzów, którzy rozkoszowali się widokiem na miasto z jej szczytu.
Jednak wiele osób wciąż było przeciwnym istnieniu wieży. Francuski pisarz, Guy de Maupassant, często bywał w restauracji na I. piętrze wieży, ponieważ było to jedyne miejsce, z której jej nie widać. Pisał: "Opuszczam Francję i Paryż, wieża Eiffla zbyt silnie działa mi na nerwy". Przez innych była zwana nieudolną latarnią uliczną, fabryczną rurą, oraz szkieletem dzwonnicy.

Dla mnie wieża Eiffla również nie jest pięknością. Jednakże stała się symbolem Paryża. Jest największą atrakcją tego miasta. Codziennie odwiedza ją mnóstwo ludzi. Teraz nie ma mowy o jej rozebraniu. Widok z jej szczytu jest naprawdę piękny. A oglądanie wieży z placu Trocadero w godzinach nocnych, gdy cała wieża migocze światełkami, robi miłe wrażenie.




Follow

Popular Posts

Recent Posts

Text Widget

O mnie

Studentka Architektury na PK
Obsługiwane przez usługę Blogger.