czwartek, 27 lipca 2017

Plener malarski

W ramach studiów, zaraz po skończonej sesji, zaczęłam obowiązkowe praktyki malarskie. Malowaliśmy akrylami, w różnych punktach Krakowa. Poniżej moje "wytwory".

#1 Dzielnica Kazimierz


#2 Kładka Ojca Bernatka



#3 Cricoteka - Muzeum Tadeusza Kantora



#4 Muzeum Inżynierii Miejskiej



#5 Park Jordana



Osobiście, chyba dalej preferuję ołówek :)

niedziela, 16 lipca 2017

Rysunek odręczny - 2. semestr

Nadszedł czas podsumowania Rysunku Odręcznego z 2. semestru. Także przedstawiam, co rysowałam w ramach tego przedmiotu.

1. Przystanek - narysowany na podstawie dokumentacji.



2. Wieża kościoła św. Anny - rysowany podobnie jak rysunek wyżej, jednakże było to zadanie bardziej  skomplikowane, ze względu na większą ilość detali.



3. Szkice postaci


4. Wnętrze AGH - standardowo, co roku, studenci PK rysują wnętrze głównego holu Akademii Górniczo-Hutniczej. 


5. Klauzura - znak plastyczny w przestrzeni. Rysowany z wyobraźni, składający się z min. 3 różnych prostych brył.



Oprócz rysunków ołówkiem, które umieściłam, zaczęliśmy malować akrylami. Uczyłam się mieszania barw, by później wykorzystać tę umiejętność podczas malowania wnętrza Klasztoru Dominikanów, czy Placu św. Marii Magdaleny.

Sama teraz mogę zauważyć, że rysunki w tym semestrze były już bardziej zaawansowane niż te w poprzednim, a zarazem przyjemniejsze. Robi się coraz ciekawiej :)

wtorek, 11 lipca 2017

Majówka 2017 #1

Kolejny semestr zakończony już oficjalnie. Przyszedł ten czas, którego oczekiwałam z niecierpliwością. Teraz została już tylko realizacja jakiś tam planów, które wyznaczyłam sobie na te wakacje. Skromne, ale jednak. Żeby tylko nie leżeć wieczorami na niewdzięcznej kanapie.

Pora trochę cofnąć się w czasie. I opowiedzieć o tegorocznych podróżach. To może po kolei. Na pierwszy strzał majówka, czyli podróż na Ukrainę i Rumunię na kilka dni. Wybrałam się tam z przyjaciółmi. Dotąd nie podróżowałam za wiele, jednakże i tak mogę powiedzieć, że była to moja pierwsza tego typu podróż – z dużym plecakiem trekingowym, z ciągłym przemieszczaniem się z miejsca na miejsce, z noclegiem co noc w innym miejscu (no prawie).

Lwów
Nasz pierwszy przystanek. Przejazd pociągiem z Przemyśla prosto do Lwowa. Tam zakwaterowanie i ruch w miasto. Nie mieliśmy wiele czasu, więc nie miałam okazji zobaczyć go w pełnej klasie. Podobno Lwów jest bardzo piękny, tymczasem udało mi się zobaczyć tylko lub aż piękny rynek. Reszta nie była tak zachwycająca. Ukazały mi się zaniedbane budynki i wielka ilość śmieci. Ale nie chcę urągać temu miastu. Po prostu nie było wystarczająco czasu. Jednak udało się nam zjeść dobry obiad, napić się piwa, posłuchać dobrej muzyki w klimatycznej knajpie Pravda z piwem, a potem długo spacerować po Lwowie (trochę błądziliśmy), by w końcu dotrzeć na mieszkanie.


Pylypec
Następnego dnia wybraliśmy się do Pylypca, małego turystycznego miasteczka na Zakarpaciu. Sama podróż pociągiem była ciekawym przeżyciem. Na miejscu nie obyło się bez małych problemów z zakwaterowaniem. Na szczęście wciąż mieliśmy gdzie spać, w dobrej cenie, z kolacją i śniadaniem. Co do jedzenia, było to całkiem co innego niż jem normalnie. Na co dzień staram się jeść zdrowo, dużo warzyw, owoców, chudego mięsa etc. Natomiast ukraińskie jedzenie jest bardzo ciężkie i tłuste, co od razu pokazało się na mojej cerze. Zostaliśmy ugoszczeni m.in. zupą serową i kaszą gryczaną z masłem, czego nigdy w życiu nie jadłam. Prawdą jest, że podróże kształcą. Warto jest zobaczyć inną kulturę, inną mentalność, inne jedzenie. Tam na Zakarpaciu, można by powiedzieć, że ludzie żyją beztrosko, z dala od facebooka, instagrama, z dala od głupich, wymyślnych, trywialnych problemów. Żyje się inaczej. Przynajmniej takie miałam wrażenie. Wracając do tematu, głównym obiektem do zobaczenia w Pylypcu był wodospad Szept. Miejsce piękne. Z resztą jak każde łono natury.




Mukaczewo
Dalej z samego rana pojechaliśmy słynną marszrutką do Mukaczewa, gdzie celem do zobaczenia był Zamek Palanka. Według mnie jest to miejsce ładniejsze niż Wawel. Ale może dlatego, że krakowski zamek widziałam już z milion razy. Ten mukaczewski znajduje się na wzgórzu, więc mogliśmy zobaczyć piękne widoki wokół, razem z rumuńskimi Górami Marmaroskimi.
Jak zwykle na Ukrainie mogliśmy znaleźć tanią restaurację. I za niecałe 13 zł mogłam uraczyć się kawą, barszczem ukraińskim i dużą porcją tradycyjnych pielmieni.



Dalsza podróż to już przejazd autobusem z Mukaczewa do miejscowości Sołotwyno. Zrobiliśmy przerwę na obiad w ślicznej restauracji jeszcze na ukraińskiej stronie, gdzie zauroczyłam się rumuńskim kukurydzianym chlebem. Dalej ruszyliśmy już piechotą na przejście graniczne. I tak przeszliśmy mostem nad Cisą, ziemią niczyją, na Rumunię, do Syhotu Marmaroskiego.

Dalsza historia następnym razem.

fot. M. Stobierska

Follow

Popular Posts

Recent Posts

Text Widget

O mnie

Studentka Architektury na PK
Obsługiwane przez usługę Blogger.