Wkroczyłam w czas większej produktywności, który na pewno kiedyś się skończy, potem znowu zacznie...
Każdy dzień w tej chwili wygląda tak samo. I nie, nie narzekam na tę rutynę. Na razie. Bo w tym momencie czuję, że robię wszystko, krok za krokiem, pomału, ale zmierzam do gdzieś istniejącego dalekiego końca.
*
Nie rysowałam już dawno. I nie wiem kiedy będę. Za to powróciłam do innej przyjemności z dzieciństwa. Czytam książki codziennie. I nie te psychologiczne, te porzuciłam już jakiś czas temu. Nie warto drążyć w swój umysł. Ani na siłę szukać tam prawdziwego siebie. < wiem, filozofuję, bo często lubię >.
Czytam powieści, fantasy najczęściej. I udało mi się znaleźć nową perełkę.
*
Natomiast zdecydowałam się na coś, o co bym kiedyś siebie nie posądziła. Ale to jeszcze w przyszłości. I w przyszłości to opiszę. Jeśli nic nie zaniecha tych planów. Ale dzięki temu, że mam jakiś cel, plany, czegoś wyczekuję, czuję się lepiej.
*
Żyjemy trochę jak w filmie. Jednak ja trzymam się bezpiecznie na uboczu. Robię swoje. I mam nadzieję, że ten film się skończy, a ja, jak zawsze, nie będę wiedzieć co się w nim działo.